Rano obudziła nas burza. Nagła zmiana pogody trochę nas zaskoczyła (choć po poprzednim, wyjątkowo dusznym dniu nie było to znowu takie dziwne) i zmartwiła (jazda w deszczu nie należy do najprzyjemniejszych). Wstaliśmy, zjedliśmy śniadanie, spakowaliśmy rzeczy i zaczęliśmy się zastanawiać co robić: czekać? jechać? Ciężko było liczyć na zmianę pogody - deszcz nie był już tak ulewny jak z początku, ale i tak nie zapowiadało się na jakieś większe przejaśnienie. Suchy i Jaro już wcześniej planowali wrócić do Warszawy tego dnia. Postanowili więc jechać bez względu na pogodę - założyli trochę ciuchów na deszcz (+ foliowe worki na buty :) i ruszyli na Wrocław. Natomiast Sławek, Robert i Michał (wg planów mieli jeszcze zostać we Wrocławiu na jeden dzień, ale niepewna pogoda ich do tego zniechęciła) zostali w domku. Nie posiedzieli jednak tam zbyt długo, bo wkrótce deszcz przestał padać (cały czas dość pochmurno) i oni również wskoczyli na rowery. Jednak w przeciwieństwie do poprzedzającej dwójki nie dojechali do samego Wrocławia. Dotarli jedynie do stacji PKP w Białym Kościele, skąd dalej podjechali już pociągiem osobowym. We Wrocławiu z dworca (już po zakupieniu biletów na pośpiech do Warszawy) udali się na rynek, gdzie spotkali Jarka i Michała. Mniej więcej w tym momencie znowu zaczęło padać. Schowaliśmy się w ogródku pizzerii, gdzie przy okazji zjedliśmy obiad. Po posiłku (na szczęście deszcz już nie padał) zajechaliśmy jeszcze do mini browaru Spiż. Po degustacji różnych rodzajów piwa udalismy się na dworzec... na szczęście nikomu nic się nie stało ;)
Po dotarciu do Warszawy został nam jedynie dojazd do domu. Nie do końca kompletnie oświetleni :) polecieliśmy w kolumnie Targową a następnie Radzymińską. Michał K. skręcił na Bródno, zaś Jarek, Michał, Robert i Sławek polecieli prosto do Marek.